Odkąd sięgam pamięcią, zawsze bardzo lubiłem zwierzęta, z tego też powodu nie wyobrażałem sobie nie mieć jakiegoś zwierzaka. Jednak, gdy w dzieciństwie mieszkaliśmy z rodziną w bloku, przygarnianie zwierząt raczej nie wchodziło w grę (z jednym wyjątkiem, ale o tym za chwilę), więc dopiero po wybudowaniu naszego jednorodzinnego domu mogło się to zmienić…
Pierwszym zwierzakiem, jaki posiadaliśmy była biała świnka morska kawia domowa ;), z czerwonymi oczami. Do naszego mieszkania, jeszcze, w bloku przywiózł ją mój brat, niemal po kryjomu, bo właściwie dzwonił w drodze z Poznania, że wiezie coś żywego w klatce. Oczywiście moja mama wystraszona, że wiezie jakąś mysz, gdyż się ich do dzisiaj boi, nie chciała nawet o tym słyszeć :). Ale, że już było za późno, nie miała wyboru. Zwierzaka nazwaliśmy Pysia, nie była do końca zdrowa, miała dziwną narośl na grzbiecie, ale z czasem sama znikła. Po jakimś czasie przeprowadziliśmy się do nowego domu i oczywiście zabraliśmy ją ze sobą. Wypuszczaliśmy gryzonia czasem na dywan, strasznie szybko biegała, wydając przy tym typowe, dla świnki morskiej, dźwięki.
Najbardziej w Pysi, zakochana była moja babcia, przynosiła jej mlecze i trawę z ogrodu (zwykłą trawę :) ), czasami też wypuszczała ją na ogród. Minęło kilka lat, pewnego dnia, gdy mieliśmy wtedy gości w domu, moja mama wyprowadziła Pysię na dwór, jak zawsze. No i wiadomo goście, śmiech, rozmowa, oczywiście zapomnieliśmy o śwince, moja mama sobie uświadomiła ten fakt dopiero wieczorem. Wyszła jej szukać, po jakimś czasie usłyszała gdzieś kwik i nic więcej nie znalazła, cóż wydaję mi się, że zadziałały tu odwieczne prawa natury, po prostu jakiś drapieżnik znalazł ją pierwszy :(. Tak skończyła się historia Pysi.
Pierwszy kot
Kolejnym naszym zwierzakiem była kotka rasy pół-pers, pół-dachowiec, biało-czarna, z czarną plamą na nosie i nazwaliśmy ją Kicia. Zaadoptowaliśmy ją za poleceniem mojego kolegi, kotka była już niemal dorosła, ale była cudownym zwierzakiem. Łagodnym, lubiącym głaskanie i zabawy. Damian, mój starszy brat często gonił Kicię po całym domu, a czasami nawet kotka goniła jego, cała zjeżona oczywiście, a że miała gęste futro, to wydawała się dwukrotnie większa. Komicznie to zawsze wyglądało.
Kiedyś przynieśliśmy do domu takiego sztucznego kota na baterie i postawiliśmy obok Kici na dywanie, a potem włączyliśmy. Wydawał z siebie miauczenie, kotka nie wiedziała co się dzieje, zjeżyła się potężnie i zaczęła wydawać śmieszne dźwięki, strasznie śmiesznie to wyglądało :). Uwielbiałem tego zwierzaka. Wypuszczaliśmy ją często na zewnątrz, zazwyczaj wracała, aż do jednego feralnego dnia. Nasza kotka wyszła sobie pospacerować, na ogród i już niestety nie wróciła. Bardzo smutne to było dla mnie :/ . Ale z racji tego, iż był to bardzo zadbany i przyjazny zwierzak, to myślę, że ktoś go pewnie porwał i przygarnął, taką mam nadzieję.
Kicia nr 2
Po utracie naszego kota, przez jakiś czas mieliśmy tylko Pysię. No i w wakacje wybraliśmy się do Poznania, na jakąś wystawę kotów. Pełno rasowych tam było i z ogromnymi cenami. Ale jedna osoba miała tam małe koty do wydania i przygarnęliśmy kotkę, za przysłowiowe 5 zł. Nazwaliśmy ją znowu Kicia i to właśnie ona na pierwszym zdjęciu jest. Mieliśmy ją najdłużej ze wszystkich zwierzaków. Była fajnym stworzeniem, ale miała paskudny charakter dla obcych, tolerowała tylko mnie, moją mamę, brata i babcię. Taty nie znosiła wręcz, zawsze syczała na niego, zresztą na większość ludzi tak reagowała.
![]() |
Ostatni miot :) |
![]() |
Moody |